Każdy, kto wyświadczył bliźniemu miłosierdzie, najpierw go doświadczył – mówił ks. Bartosz Szostak. W swojej konferencji „Miłosierdzie w ewangelicznych przypowieściach” przybliżył pątnikom historie, które na kartach Ewangelii wg św. Łukasza opowiadał Jezus.
Bodaj najbardziej znaną z nich jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Człowiekowi poranionemu i obrabowanemu przez zbójców nie pomógł ani kapłan, ani lewita. Choć widzieli biedę tej osoby i mieli świadomość, że być może nikt inny nie udzieli jej pomocy, to minęli ją obojętnie. Ludzie, którzy byli odpowiedzialni za kult świątynny, zatem mieli przynajmniej zewnętrzny kontakt z Bogiem, nie zajęli się potrzebującym. Ratunek poranionemu przyniósł dopiero Samarytanin, czyli człowiek, który jak dobrze wiemy nie musiał tego robić, bowiem Samarytanie byli narodem skłóconym z Izraelitami. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli ktoś z trójki kapłan, lewita, Samarytanin miałby udzielić pomocy ofierze napadu, to z pewnością nie Samarytanin, tymczasem wbrew logice człowiek ten ratuje swego nieprzyjaciela, poświęca dla niego czas i pieniądze. Jak uczy nas Jezus, każdy jest naszym bliźnim i każdemu powinniśmy wyświadczyć miłosierdzie.
Miłosierdzie jest bardzo praktyczne. Człowiek miłosierny to jest ten, który praktykuje miłosierdzie. (…) Nie wystarczy powiedzieć: chodzę na pielgrzymkę, więc wszystko ze mną w porządku, modlę się rano i wieczorem, chodzę w niedzielę do kościoła, bo jeśli twój „kult” nie przekłada się na codzienność, na praktykę, to tak naprawdę nie jesteś wiarygodnym chrześcijaninem. Miłosierdzie to jest praktyka. Pielgrzymka to jest dobry moment, żeby zastanowić się, jak ja praktykuję miłosierdzie. (…) Miłosierdzie to jest konkret. Żyjemy w czasach, w których bardzo łatwo jest zamknąć się w swoim mieszkaniu. Dawniej ludziom łatwiej przychodziło budowanie wspólnoty. Jest wiele możliwości, okazji, żeby miłosierdzie praktykować. - mówił ks. Bartosz Szostak. Opowiedział również historię z oazy wakacyjnej, kiedy pewna kobieta przyszła do młodzieży, która szła do kościoła na MszęŚwiętą i poprosiła o modlitwę za mężczyznę, który jest bardzo ciężko chory, właściwie umierający, jednak nie chce pojednać się z Bogiem. Po Eucharystii oazowicze pomodlili się w jego intencji koronką do Bożego Miłosierdzia. Tak naprawdę nie zdążyli jeszcze wyjść z kościoła, a owa kobieta wróciła i powiedziała, że chory chce przyjąć sakramenty.
Kolejne przypowieści, jakie przytoczył ks. Szostak, to przypowieści o zagubionej drachmie i zagubionej owcy. Jak zauważył kaznodzieja, obie kończą się wielką radością z odnalezienia zguby. W opowieści o zagubionej owcy pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i idzie szukać jednej zgubionej. To zachowanie nielogiczne, zdrowy rozsądek podpowiada, że nie należy ryzykować dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec dla jednej, jednak Bóg zachowuje się właśnie w taki sposób. Może nam się wydawać, że Jezus nakazuje zostawić większość, w tym nas, żeby szukać jednego grzesznika, jednak musimy pamiętać, że tak naprawdę każdy z nas jest tą jedną owieczką, która się zgubiła. Miłosierdzie Boga działa w ten sposób, że Jezus wychodzi, aby szukać nas wbrew logice, rozsądkowi, bo tak bardzo Mu na nas zależy.
Ostatnią przypowieścią, którą poruszył ks. Szostak jest przypowieść o miłosiernym ojcu. Wszyscy znamy historię, w której młodszy syn poprosił ojca o swoją część majątku i wyruszył w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Szybko zszedł na złą drogę, roztrwonił wszystkie otrzymane pieniądze i znalazł się właściwie na dnie. Jego sytuacja była na tyle zła, że jadł to samo co świnie, aż w końcu do głowy przyszła mu myśl, że lepiej byłoby być sługą jego ojca. Powrócił do rodzinnego domu, w którym został przyjęty, jakby nic się nie wydarzyło. Ojciec podarował mu najlepszą suknię, pierścień i utuczone cielę, aby wyprawić ucztę na jego cześć. Przyjął go z powrotem do domu nie jako syna marnotrawnego, nie jako kogoś, kto sięłajdaczył i trwonił majątek, lecz jako syna umiłowanego, na którego długo czekał. Podobnie i nas przyjmuje Bóg z otwartymi ramionami, kiedy wracamy jako skruszeni grzesznicy. Kocha nas tak samo bez względu na nasze grzechy. Niestety często zachowujemy się jak syn, który pozostał w domu – z niesmakiem patrzymy na pogubionych, a kiedy wreszcie odnajdują drogę do Boga, nie cieszymy się, za to narzekamy, uważając, że należy nam się więcej, że jesteśmy lepsi. Na tym miłosierdzie nie polega.
Jak powiedział ks. Szostak: Miłosierdzia trzeba się uczyć i najlepszym nauczycielem miłosierdzia jest Jezus Chrystus. Uczymy się miłosierdzia przez przebywanie z Nim.. To prawdopodobnie najlepsza wskazówka, jak zbliżyć się do miłosierdzia. Miłosierdziem jest Bóg, a „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie.”.
Bryan